
Michał Gramatyka, wiceminister cyfryzacji, opowiada o atutach systemu e-Doręczeń oraz o filozofii państwa dotyczącej cyfryzacji.
Panie ministrze, komu system e-Doręczeń przynosi rewolucję? Administracji, obywatelom, przedsiębiorcom – komu w największym stopniu?
Każdemu z nas. Wszystkim tym, którzy komunikowali się za pomocą listów poleconych. Zachęcam, żeby założyli sobie oni skrzynkę do e-doręczeń. To jest bardzo, bardzo proste. Będą mogli robić to samo, tyle że elektronicznie. Znika problem z poświadczeniem odbioru takiego listu, z wysyłaniem go drogą tradycyjną. To jest kolejny krok w cyfryzacji naszego państwa. Wszystko to, z czego jesteśmy tak dumni, czyli cyfrowa tożsamość, państwowe usługi skondensowane w jednej aplikacji, może zostać uzupełnione o pewny wiarygodny i dobrze działający system dostarczania wiadomości pomiędzy instytucjami, instytucją a obywatelem, nawet pomiędzy dwoma obywatelami.
W jaki sposób są zapewnione wiarygodność i bezpieczeństwo systemu? Obywatele mają obawy związane z cyberzagrożeniami, zarówno tymi natury politycznej, jak i pochodzącymi ze strony grup przestępczych.
Wszystkie usługi, które są dostarczane przez państwo, przechodzą audyty bezpieczeństwa i są sprawdzane pod kątem tzw. usability, czyli czegoś w rodzaju wygody użytkowania. Ja jestem zwolennikiem tezy, że wszystko, co cyfrowe, jest dużo bezpieczniejsze. O wiele trudniej jest sfałszować podpis cyfrowy niż odręczny. A że jestem ekspertem od badań pisma (Michał Gramatyka ukończył studia prawnicze oraz ma stopień doktora nauk prawnych ze specjalizacji kryminalistyka – red.), to coś o tym wiem. Generalnie jest dużo trudniej sfałszować dokument elektroniczny niż tradycyjny, więc jeśli chodzi o narażenie na przestępstwo fałszerstwa, z pewnością komunikacja cyfrowa jest bardziej odporna niż ta analogowa, starej daty.
Jeżeli chodzi o zagrożenia, które się pojawiają w cyberświecie, najczęściej są to ataki nie tyle cybernetyczne, ile socjotechniczne, obliczone po prostu na naszą łatwowierność, na to, że uwierzymy, iż to właśnie nasz wnuczek czy syn potrzebuje, abyśmy przekazali mu jakąś kwotę blikiem. Słabym ogniwem nie jest technologia, tylko człowiek.
Część społeczeństwa teoretycznie dysponuje rozwiązaniami cyfrowymi, ale nie zawsze potrafi z nich korzystać. Na ile projektujecie to w ten sposób, żeby nie było dyskomfortu albo wykluczenia osób, które niekoniecznie sobie poradzą?
Nie będzie żadnego wykluczenia. To trochę jest tak, jak z czasami, gdy wchodziły e-recepty. Kiedyś mówiono, że wykluczymy, a dzisiaj widzę, jak senior wchodzi do apteki i podaje kod czy pokazuje QR-kod, żeby go zeskanować. Więc to jest kwestia zachowania hybrydowości, aby oba rozwiązania, tradycyjne i cyfrowe, działały jednocześnie.
I tak będzie. Jest nawet możliwość w systemie e-Doręczeń dostarczania w tradycyjny sposób korespondencji wysłanej elektronicznie poprzez Pocztę Polską, która realizuje tego typu przesyłki hybrydowe.
Propagowanie takiego wyboru i cyfryzacji zależy wyłącznie od tego, jak bardzo atrakcyjna będzie to usługa. Wierzę, że ludzie za chwilę przestawią się na cyfrowe listy polecone.
Zapytam jeszcze o rzecz, która wynika z moich doświadczeń jako użytkownika przeróżnych systemów. Urzędy kontaktowały się dotąd ze mną na różne sposoby, firmy mają swoje systemy itd. Czy wy jako państwo patrzycie na to z lotu ptaka i mówicie: Słuchajcie, spróbujemy zintegrować, co się da? Czy po prostu: Wyrzucamy wszystko i wstawiamy swoje? Jaka jest myśl, ogólna idea tej cyfryzacji?
Tym, co jest wielkim dokonaniem resortów cyfryzacji i tej kadencji, i poprzedniej, i jeszcze zaprzeszłej, jest centralny węzeł autoryzacyjny. Czyli ten moment, gdy my się przedstawiamy, że my to my, ten moment, w którym aplikacja m-Obywatel wie, że ma do czynienia z nami.
Wszystko trafia do jednego węzła, który jest w stanie potwierdzić naszą tożsamość. I tu widzę rolę państwa, żeby to utrzymywać, dopuszczać do tego węzła coraz większe grono interesantów. A to, jak poszczególne systemy będą wyglądać, to jest dalszy temat. Dobrze by było, gdyby miały podobną filozofię obsługi, i w rządzie o to dbamy.
A czy to, że my de facto jesteśmy w stanie wojny informacyjnej, informatycznej, jesteśmy atakowanym państwem i społeczeństwem, zmienia myślenie o infrastrukturze i o systemach, które państwo buduje w naszym kraju?
Z pewnością zmienia. Ta wojna jest dla nas również pewnego rodzaju szansą, bo my na razie jesteśmy w stanie zagrożenia cybernetycznego, co powoduje, że jesteśmy coraz lepsi w ochronie naszych systemów. Podam przykład Ukrainy, która jest w stanie wojny konwencjonalnej. To jest państwo, które zostało militarnie zaatakowane, i państwo, w którym rozwiązania cyfrowe są na poziomie niebotycznym nawet dla nas, a my jesteśmy najlepsi w całej starej Europie. Wyzwania rodzą też szanse.
Rozmawiał Zbigniew Bartuś
