
Nie po raz pierwszy kuzyni zza oceanu mają pomysł na to, jak powinien funkcjonować Stary Kontynent. W tle są interesy gospodarcze. Co z tego wyniknie, dowiemy się już wkrótce
Moje stanowisko jest bardzo jasne: suwerenność procesu decyzyjnego w Unii Europejskiej jest absolutnie nienaruszalna – powiedziała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, odpowiadając 23 czerwca podczas konferencji prasowej na pytanie dziennikarki Wall Street Journal. Dotyczyło ono oczekiwań administracji Stanów Zjednoczonych związanych z umową handlową UE–USA oraz zmian w Digital Markets Act (akt o rynkach cyfrowych), Carbon Border Adjustment Mechanism (mechanizm dostosowywania cen na granicach uwzględniający emisję CO2) oraz reguł dotyczących metanu (chodzi o pomiar emisji w łańcuchu wartości koncernów).
Tydzień później, 30 czerwca, Bloomberg opublikował kolejną już informację o możliwym osiągnięciu porozumienia przed zapowiadanym na 9 lipca podwyższeniem ceł na import z UE do USA aż o 50 proc. Na rozmowy do Waszyngtonu jedzie delegacja, na której czele stoi Słowak Maroš Šefčovič, komisarz ds. handlu i bezpieczeństwa gospodarczego.
Stawka większa niż cła
Co pewien czas przychodzą takie momenty, gdy stolik ze światowym porządkiem gospodarczym jest wywracany, a karty są rozdawane na nowo. Ostatnio zdarzyło się to przy okazji upowszechnienia internetu, teraz mamy rewolucję opartą na sztucznej inteligencji, do tego dochodzą zmiany na globalnym rynku energii w związku z rugowaniem z niego Rosji, a także w łańcuchach dostaw, dyktowane względami bezpieczeństwa (echo pandemii i konfliktów zbrojnych).
Starcie władze UE–cyfrowi giganci dotyczy gry, w której stawka jest większa niż cła: chodzi o kształt cyfrowego świata powstającego na naszych oczach. Najlepsze pozycje chcą w nim zająć wszyscy, łącznie z polskimi firmami.
Konfliktów nie brakuje. W kwietniu Komisja Europejska nałożyła kary w wysokości 500 mln euro na Apple’a i 200 mln euro na Metę (Facebook, Instagram i WhatsApp), za naruszenie aktu o rynkach cyfrowych. Uzasadnieniem jest troska o interesy konsumentów. Nad Google’em wisi 4,12 mld euro kary za zarzuty postawione w 2018 r., dotyczące nadużywania pozycji rynkowej i praktyk ograniczających konkurencję. W czerwcu tego roku rzeczniczka generalna TSUE poparła w tej sprawie stanowisko Komisji Europejskiej.
Od Bretton Woods do Dnia Wyzwolenia
Amerykanie nie pierwszy raz chcą modelować Europę i świat, podobnie zresztą jak inne mocarstwa. Pozostając przy niezbyt odległej historii: to Amerykanie wspólnie z Brytyjczykami opuścili żelazną kurtynę, która po II wojnie światowej odcięła Polskę. To w Bretton Woods w USA w lipcu 1944 r. zawarto porozumienie mające stabilizować kursy walutowe na świecie, ugruntowujące pozycję dolara. To w Waszyngtonie miał swoją siedzibę utworzony w tym samym roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Dodajmy jeszcze Plan Marshalla wspierający rozwój zachodniej Europy, a także amerykańskiej gospodarki. I tak dalej.
Generalizując, Europa oraz świat czerpali z amerykańskich inicjatyw korzyści (nie licząc państw zniewolonych przez Związek Sowiecki), niezależnie od tego, że odnosili je również sami Amerykanie. To trochę podobnie jak z Niemcami i utworzeniem strefy euro.
W kontekście Amerykanów warto odnotować jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, na Stanach Zjednoczonych opiera się bezpieczeństwo Europy. Nie jest na szczęście tak, że bez USA jesteśmy bezbronni, ale jednak niewystarczająco silni w obliczu zagrożenia ze strony Rosji. Amerykanie liczą w zamian, i mają do tego prawo, na określone korzyści.
Po drugie, Stany Zjednoczone są absolutnymi mistrzami świata w marketingu. Robią to świetnie, a wpadki zdarzają im się rzadko. Jedną z nich zaliczył prezydent George W. Bush, gdy w 2001 r., przemawiając w Warszawie, zacytował piosenkę braci Golców: „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”. Intencje miał dobre, chodziło mu o docenienie polskiej przedsiębiorczości, ale nawet życzliwi Ameryce Polacy przypomnieli, na jakim etapie rozwoju były europejska cywilizacja i Polska, gdy w XVIII w. zakładano miasto w Kalifornii. To był moment, gdy Polacy spojrzeli na Amerykę z dystansem.
Przechodząc do czasów współczesnych: Donald Trump zdecydował się ogłosić Dniem Wyzwolenia (marketing!) 2 kwietnia tego roku, wprowadzając pakiet ceł. 9 lipca ma być sądnym dniem dla Unii Europejskiej.
Właśnie. O ile mocarstwowa gra nie jest czymś nowym, o tyle w ostatnich dekadach coś jednak się zmieniło. Mianowicie powstała Unia Europejska.
Polski przedsiębiorca ważny jak Microsoft
Europa jest potęgą – jeśli działa razem. Unia Europejska liczy ponad 448 mln mieszkańców (5,6 proc. ludności świata), z PKB na poziomie 17 bln euro (dane Komisji Europejskiej). Nie wszystko w projekcie europejskim poszło tak, jak widzieli to jego twórcy, jednak z pewnością w rozmowach z największymi mocarstwami silny mandat negocjacyjny UE jest atutem.
Europejczycy z pewną zazdrością patrzyli na sukcesy amerykańskich firm, takich jak Google, Facebook, Apple, Microsoft czy Intel. Są to bez wątpienia przedsiębiorstwa, których sukcesy trzeba docenić. Idą za nimi rzesze klientów. Można się też cieszyć, gdy największe firmy, kojarzone z najnowszymi technologiami, chcą inwestować w Polsce, stawiając na przykład fabryki czy centra badawczo-rozwojowe. Zwłaszcza że ma to drugie dno. Istnieje swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Tak jak rząd USA wspiera amerykańskie firmy, tak ich obecność jest argumentem dla władz Polski, w razie gdyby nad naszym sojuszem z USA zaczęły wiać niesprzyjające, wschodnie wiatry.
Problem polega na czymś innym. Chodzi o to, aby w takim samym stopniu jak firmy amerykańskie doceniać polskie, patrząc szerzej – europejskie, a jeszcze szerzej – również z innych krajów. Polscy przedsiębiorcy, zwłaszcza mali i średni, borykający się z problemami dnia codziennego i grzęznący w gąszczu regulacji, czasami mogli się czuć wręcz zapomniani przez decydentów. W ten sposób nie buduje się dobrobytu i przyszłości kraju.
Jak odnotowała firma doradcza Grant Thornton, w 2024 r. uchwalono w Polsce 14 tys. stron nowego prawa w dziennikach ustaw. Był to… najniższy wynik od 2008 r. Średni czas prac nad ustawą skrócił się do rekordowych 68 dni, a konsultacje publiczne rzadko są transparentne. Spadek produkcji prawa nie przekłada się więc na rzetelność procesu legislacyjnego i jakość tworzonych regulacji – stwierdził Grant Thornton.
Do tego trzeba dodać zamieszanie wokół legislacji unijnej, dotyczące kwestii fundamentalnych, takich jak Zielony Ład czy raportowanie ESG. Popularne stało się powiedzenie, że USA rozwijają innowacje, a Europa – regulacje. Nie jest to takie proste, Stany Zjednoczone nie są rajem, a w pędzącym świecie trzeba myśleć o wyważaniu racji związanych z prawem oraz postępem. Jest i taki scenariusz, w którym warunki prowadzenia biznesu w Europie poprawiają się m.in. pod wpływem przykładu (lobbingu?) płynącego zza oceanu. Może idealny – ale jest. Z tym że wymaga głębokiej refleksji wewnątrz UE.
Partnerzy na całym świecie
Polska ma utalentowanych przedsiębiorców, naukowców, trzeba tylko – i aż – w nich wierzyć oraz tworzyć środowisko do ich rozwoju.
A co powinna zrobić Polska w międzynarodowej grze? Odpowiedź jest paradoksalnie prosta: grać na wszystkich możliwych fortepianach. Relacje ze Stanami Zjednoczonymi są ważne ze względów gospodarczych i militarnych. Niezależnie od nich trzeba dokładać swoją cegiełkę do budowy silnej Unii Europejskiej, co oznacza także dobre warunki dla rozwoju przedsiębiorczości. Trzeba również dbać o relacje dwustronne w Europie, gospodarcze i polityczne, ze wszystkimi, a w szczególności z Francją (mamy nowy traktat o współpracy), Wielką Brytanią (potencjał jest duży) i Niemcami (największy partner). To samo dotyczy państw azjatyckich, takich jak Chiny i Japonia, oraz największych krajów Afryki. Z wszystkimi tymi państwami Polska ma wiele do ugrania i jednocześnie są one Polską zainteresowane.
To tylko przykłady, a lista jest otwarta. Osobnym rozdziałem pozostaje oczywiście Ukraina.
Polska ma dobrą markę i dysponuje niezwykle cennym zasobem – Polakami.
Jacek Pochłopień, redaktor INFOR PL

Materiał z serwisu partnerskiego Cyfrowa Gospodarka