Właściciel Facebooka sam przyznał sobie prawo, by decydować, co jest moralne w zależności od sytuacji.
Myślicie, że dla mnie to tylko źródło dochodu? To dla mnie całe życie. Moja dusza. Rzecz, z którą zasypiam i się budzę od pięciu jeb… lat” – słowa pochlipującej przed kamerką internetową rosyjskiej instagramerki obiegły w ubiegły weekend cały świat. Dziewczyna emocjonalnie żegnała się z fanami po tym, jak Rosja ogłosiła blokadę Instagrama. Medium zostało oficjalnie zablokowane na terenie Federacji od 14 marca. Dla rosyjskiego rynku to wstrząs. Instagram to drugie najważniejsze medium społecznościowe w tym kraju – w 2021 r. miał 68 mln użytkowników i 135 mln publikacji miesięcznie. Służył nie tylko jako miejsce lansu internetowych gwiazdek, lecz przede wszystkim jako podstawowy kanał komunikacji dla wielu lokalnych biznesów.
Warto podkreślić, że o ile Facebook czy WhatsApp mają lokalne odpowiedniki – serwis VKontakte i Telegram, o tyle Instagram nie ma rosyjskiego konkurenta, więc używające go organizacje odchodzą z niego w internetową próżnię.
Dlaczego Rosja zdecydowała się kompletnie zablokować serwis? I to w ekspresowym tempie – na wykonanie kopii zapasowych swoich danych i poinformowanie użytkowników, gdzie teraz zamierzają działać, instagramerzy dostali 48 godzin. To pokłosie wiadomości, jakie spółka Meta – właściciel Facebooka, Instagrama oraz komunikatora WhatsApp – wysyłała do swoich moderatorów. W piątek, 11 marca, informacje o nich opublikowała Agencja Reutera. W rekomendacjach dla osób odpowiadających za kontrolowanie publikowanych treści miała znaleźć się informacja, by czasowo nie usuwać tych, które dotychczas były traktowane jako naruszające standardy społeczności. Chodziło np. o nawoływanie do zamordowania Władimira Putina albo Aleksandra Łukaszenki, a także o werbalną przemoc wobec rosyjskich żołnierzy i Rosjan w ogóle.
Ten artykuł przeczytasz w ramach płatnego dostępu
Nie masz konta? Zarejestruj się