Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Woś: Cyfrowy pieniądz? No nie wiem [OPINIA]

Rafał Woś
Ten tekst przeczytasz w 1 minutę
cyfrowy pieniądz cyfrowe pieniądze
ShutterStock

Czy wielu z was – drodzy czytelnicy – śledzi prace nad rozwojem cyfrowego pieniądza banku centralnego? Po angielsku: Central Bank Digital Currency. CBDC. Pewnie nie. Ja śledzę. I dlatego natrafiłem na pracę Ousmène’a Jacquesa Mandenga. To ekonomista związany w przeszłości m.in. z London School of Economics i MFW, dziś prowadzący własną działalność ekonomicznego konsultingu. Mandeng jest zwolennikiem CBDC – ja niespecjalnie (czytaj też: „Zacząłem się obawiać CBDC”, DGP Magazyn na Weekend nr 64 z 24 marca 2024 r.) Warto zapoznać się z argumentami tego szwajcarsko-brytyjskiego eksperta.

Dlaczego Mandeng zachwala CBDC? Przekonuje, że jego wprowadzenie przyniosłoby sektorowi finansowemu dywersyfikację, a co za tym idzie – także zastrzyk potrzebnej innowacyjności. O co z tą dywersyfikacją chodzi? Dziś jest tak, że coraz większa część codziennych transakcji odbywa się w formie cyfrowej. Acz gotówka, mimo plotek o śmierci, wciąż nieźle się trzyma i jakieś 40–60 proc. transakcji (w zależności od kraju) ciągle odbywa się w ten właśnie sposób. W cyfrowym pieniądzu banków centralnych chodzi jednak o coś więcej niż o wyparcie gotówki. Dalece więcej. CBDC to miałaby być nie tylko kolejna apka w telefonie lub karta pozwalająca na zbliżeniowe płatności. Sedno projektu, przekonuje Mandeng, tkwi nie tyle w doświadczeniu szeregowego użytkownika pieniądza, ile w zmianie trzewi systemu finansowego. A konkretnie w skróceniu drogi, którą pokonuje pieniądz (a właściwie jego księgowy zapis). Dziś jest tak, że aby Polak przelał pieniądze na konto Meksykanina, zapis księgowy musi zrobić rundkę między paroma centrami finansowymi (Warszawa, Frankfurt, Londyn, Nowy Jork). CBDC miałby być jednak wzorowany na platformach wymiany walut typu peer 2 peer – miałby łączyć użytkowników bezpośrednio poprzez technologie blockchain. Zaś banki centralne występować by tu miały jedynie w roli gwaranta i organizatora procesu.

Taki krok byłby oczywiście ciosem w sektor finansowy. Teoretycznie ludzie mogliby bowiem uznać banki za niepotrzebny przeżytek. Ale to dobrze – powiada Mandeng. W ten sposób CBDC mógłby podziałać na sektor finansowy ożywczo. Przekonać go do innowacji. Ująć bankom trochę sadełka, co wyjdzie im przecież na zdrowie. Prawda? O czym Mandeng jednak nam nie mówi? O systemowych konsekwencjach takiego kroku. Bo jeśli system bankowy zacznie się kurczyć, zmniejszy się akcja kredytowa dla realnej gospodarki. Innymi słowy, sami szykujemy sobie scenariusz recesyjny. I to na potężną skalę.

Pozostało 25% treści

Ten artykuł przeczytasz w ramach płatnego dostępu

Nie masz konta? Zarejestruj się